Aktualności

24 stycznia 2022 10:39 | Aktualności

Nauczanie zdalne "Biedronki" 24.01.2022r.

 TEMAT KOMPLEKSOWY   Baśnie, bajki, bajeczki

  24.01 2022

 Temat dnia    W zaczarowanej krainie

 

Cele ogólne

  • dokonywanie oceny postępowania bohaterów literackich,
  • rozwijanie sprawności manualnej
  • rozmowa na temat różnych rodzajów książek oraz ich znaczenia w życiu człowieka, o książkach dla dzieci i występujących w nich bohaterach.
  • wyjaśnienie pojęć: legenda, baśń
  • słuchanie opowiadania S. Karaszewskiego

 

Złoty strumień

 

Bóbr z niepokojem spoglądał na znajdujące się w podłodze wyjście z gniazda. – Co się dzieje, poziom wody się obniża! – Rób coś! Jeśli woda całkiem opadnie, odsłoni wejście do domku! A wtedy drapieżnik wedrze się do środka, zagrozi nam i naszym boberkom! - wołała bobrzyca. – Muszę sprawdzić co się dzieje! - bóbr wśliznął się w otwór z uciekającą wodą. Korytarzem przepłynął do strumienia. Z przerażeniem spostrzegł, że poziom wody w strumieniu obniża się, odsłaniając wejście do gniazda. Spojrzał na tamę – ziała w niej wielka dziura. Nie wahając się ani chwili, podpłynął do tamy. Zaczął zatykać otwór wszystkim, co miał pod ręką: gałęziami, kamieniami, błotem, liśćmi. Musiał jak najszybciej powstrzymać upływ wody. Żeby woda ponownie zalała wejście do gniazda. – Co się stało, bobrze? Spytał w bobrzym języku chłopiec. – Straszne nieszczęście, tama przerwana – odpowiedział bóbr, nie przerywając pracy. Chłopiec podał wiązkę gałęzi. Bóbr wepchnął gałęzie w wyrwę, dorzucił mułu, kamieni i przyklepał mocnym, płaskim ogonem. – Biegnij do gniazda, pomóż mojej żonie i dzieciom! Ja dam sobie radę! Chłopiec pobiegł do żeremia. Ujrzał ogon jakiegoś zwierzęcia w wejściu do gniazda. Zwierzę całe tkwiło w korytarzu. Ogon, który wystawał, z całą pewnością nie był ogonem bobra. Nie był mięsisty, płaski i pokryty łuskami, tylko długi i cienki. Chłopiec chwycił ogon i wyciągnął z korytarza trzepoczące się zwierzę, całe ubłocone. Była to wydra, najgorszy wróg bobrów. – A tu cię mam! Krzyknął chłopiec do wydry. Zachciało ci się bobrzego sadła? Przyznaj się, to ty rozwaliłaś tamę? – Tak, ja! - przyznała się wydra. - Puść mnie! – Nie próbuj więcej swoich numerów, bo będziesz miała ze mną do czynienia!  Wydra umknęła w gąszcz. Chłopiec miał na imię Alan, mieszkał w drewnianym domu z cedrowych bali. Jego ojciec pracował jako strażnik leśny. Mama zajmowała się domem i wychowywała malutką siostrzyczkę Alana. Dom Alana stał na skraju kanadyjskiej puszczy, gdzie rosły cedry, sosny, świerki, modrzewie, jodły, dęby czerwone i wiele innych drzew. A puszcza była domem wielu tysięcy zwierząt: niedźwiedzi brązowych i czarnych, łosi, jeleni, lisów, wilków, saren, zajęcy no i bobrów oczywiście. Mama Alana była Indianką. To po niej chłopiec odziedziczył czarne oczy i ciemne włosy. Odziedziczył też coś, co utracili ludzie o białej skórze: czuł się w lesie jak u siebie w domu i rozumiał mowę zwierząt. – Zwierzęta nie kłamią! - mówił Alan. - Zwierzęta nie oszukują, nie ukrywają swoich uczuć. Nie są fałszywe. Nie plotą trzy po trzy, nie gadają bzdur. Rozmawiają ze sobą gestami, ruchami ciała, mimiką. Jak w tańcu i w pantomimie. Porozumiewają się bez słów i przekazują sobie myśli na odległość. Bez telefonów. Chłopiec chętnie przebywał z bobrami. Dla niego, tak jak dla kanadyjskich Indian, bobry to byli mali leśni bracia. W środku puszczy była polana, a na polanie stała malutka chatka. Sklecona z bali ledwie co ociosanych, ze szparami na szerokość dłoni. Nie miała okien, tylko jeden wąski otwór na drzwi, zaparty grubym pniem. Dom nie miał pieca ani kominka, na środku klepiska zastępującego podłogę płonęło ognisko obłożone kamieniami. Na kamieniach stał żelazny kociołek, a w kociołku bulgotało coś, co nie wyglądało zbyt apetycznie. Buchająca para i kłęby dymu uchodziły przez otwór w dachu, bo chata nie miała komina. Przy palenisku na kawałku pnia siedział człowiek z długą brodą i długimi potarganymi włosami. Człowiek ten mieszkał samotnie, nie spotykał się z ludźmi. Nie lubił zwierząt. Nie lubił nikogo i niczego, a siebie chyba nie lubił najbardziej. Obok chaty człowiek ten wybudował brzydką szopę. Trzymał w niej rzeczy, które mogłyby przerazić najodważniejszych. – Ratunku, ratunku, pomocy! - krzyczał zając, którego noga utkwiła w pułapce. Była to pętla z cienkiego drutu. Zaciskała się tym mocniej, im bardziej zając się szarpał, usiłując się wyzwolić. Krzyk zająca usłyszał Alan. Przedarł się przez zarośla, uspokoił zająca i jednym ruchem uwolnił go. – Co za okrutnik zastawia pułapki! - zakrzyknął. – Och, jestem wolny, wolny! - skakał z radości zając. - Dziękuję ci chłopcze! Muszę ci się odwdzięczyć! Jak będziesz w potrzebie, zawołaj, a ja ci pomogę! Innego dnia Alan usłyszał ryk jelenia. Był to głos pełen trwogi, rozpaczliwe wołanie o pomoc. – Ratunku, ratunku! - wołał jeleń. - uwolnijcie mnie! Alan pobiegł w kierunku, skąd dochodzi głos. Ujrzał jelenia spętanego siecią. Im bardziej jeleń szarpał się w sieci, tym bardziej sieć oplątywała się wokół niego. – Nie ruszaj się. - zawołał Alan i uwolnił jelenia. – W lesie grasuje kłusownik! - krzyknął Alan. – Dziękuję ci, chłopcze! - powiedział jeleń.- Muszę ci się odwdzięczyć. Jak będziesz potrzebował pomocy, zawołaj mnie! – Nie trzeba, jeleniu! - powiedział Alan. - zawsze daję sobie radę! Kilka dni później Alan usłyszał rozpaczliwy ryk łosia. – Ratunku, pomocy, uwolnijcie mnie! Alan pobiegł ile sił w nogach. W gęstwinie szamotał się łoś. Na jego nodze zatrzasnęła się straszliwa pułapka. – Spokojnie, łosiu. Już ci pomagam! - uspokajał rogacza Alan. – Spróbuję otworzyć szczęki dębowym kijem! Pułapka otworzyła się na tyle, że łoś zdołał wyciągnąć z niej zranioną nogę. – Muszę ci opatrzyć ranę – powiedział Alan. Oddarł z koszuli pas materiału. Obwiązał jak bandażem nogę łosia. - Bez wątpienia, w puszczy grasuje kłusownik! – Dziękuję ci, chłopcze! - jak będziesz czegoś potrzebował, koniecznie mnie zawołaj! Muszę ci się odwdzięczyć! - i łoś pokuśtykał do lasu, tam, gdzie były bagna. Kłusownik okropnie się złościł, znajdując porwane sieci i puste pułapki. – Znajdę tego szkodnika, który wchodzi mi w drogę i uwalnia zwierzęta! – złośliwie chichotał. Postanowił obserwować miejsca, gdzie zastawia pułapki. Był pewien, że ten ktoś, kto trzy razy popsuł jego sidła, będzie to robił częściej. I nie mylił się. Wyśledził sprawcę swoich upokorzeń. Ale nie wiedział, że i on jest śledzony. 116 – O, zaraz upoluję ptaszka! Warknął kłusownik. Chłopiec znalazł właśnie sidło i chciał je zniszczyć. Wtem jakaś szara kula podcięła nogi kłusownika. Chłopiec ostrzeżony przez zająca zaczął uciekać. Kłusownik ledwo zdążył podnieść się z ziemi, a coś ostrego ze straszliwą siłą uderzyło go w plecy i powaliło na ziemię. – A żeby cię! - wrzasnął kłusownik masując obolałe plecy. W tym czasie jeleń, który go wziął na rogi, skrył się w gąszczu. Nagle przed nim pojawił się łoś. Kłusownik był chudy, a łoś ważył z dziesięć razy tyle co on. – Oj, porobiło się! - westchnął kłusownik i zaczął się cofać. Nagle poczuł straszliwy ból, ostre zęby przecięły nogawkę spodni i zatrzasnęły na jego nodze. Kłusownik szarpnął się – zadzwonił łańcuch. I nagle zrozumiał – złapał się we własne sidła. Kanadyjska Królewska Policja Konna przybyła najszybciej, jak się dało. Rącze rumaki wyciągały szyje przeskakując wykroty i powalone pnie drzew. Podzwaniały ostrogi i klamry policyjnych pasów. Kapelusze z szerokim rondem odleciałyby gdyby nie trzymały ich paski pod brodą. Aż dotarli na miejsce. Kłusownik na długie lata zamieszkał w więziennej celi, nie większej od jego chatki. – Uratowaliście mu życie – powiedział bóbr, gdy spotkał zająca, jelenia i łosia. - On uratował życie moje, mojej żony i dwojga dzieci! Jeszcze mu się nie odwdzięczyłem, ale się odwdzięczę! – Co chcesz zrobić? - spytały zwierzęta. – Daleko, daleko stąd – zagaił bóbr – w miejscu prawie niedostępnym, płynie złoty strumień. To znaczy woda jest zwyczajna, ale piasek jest ze złota. Jeśli mi pomożecie, moglibyśmy naszego dobroczyńcę zaprowadzić do złotego strumienia. Chcę, żeby złoty piasek był jego, na pewno z tego bogactwa zrobi dobry użytek! Bóbr opowiedział Alanowi o złotym strumieniu. – Tylko razem, pomagając sobie nawzajem, możemy dotrzeć na miejsce. Uczynimy cię bogatym. – Czemu nie? – zastanawiał się Alan. – Bogactwo dobrze wykorzystane może przynieść korzyść wielu istnieniom! I wyruszyli w drogę. Najpierw chłopca prowadził zając, zajęczymi ścieżkami przez gęstwinę. Alan musiał się schylać, a czasami czołgać po ziemi, aby przedrzeć się przez gąszcz. Potem chłopca prowadził jeleń, torując mu drogę rogami. Tam, gdzie rosły gęste krzewy i zarośla. – A teraz wsiadaj na mój grzbiet i mocno trzymaj się rogów – powiedział łoś. - popędzimy przez bagna, moczary, grzęzawiska, bez mojej pomocy utonąłbyś! Chłopiec z łosiem pokonali bagna i dotarli do strumienia. – Teraz ja cię poprowadzę! Wiosłuj za mną! – powiedział bóbr. Bóbr płynął pierwszy, chłopiec wiosłował za nim, aż dopłynęli do miejsca, gdzie strumień mienił się złotem. – Bierz złota ile chcesz, Alanie. I zawsze czyń dobro.

 

Rozmowa na temat opowiadania:

 

  • Dzieci opowiadają baśń o Alanie.
  • Oceniają zachowanie Alana względem zwierząt.
  • Uzasadniają swoje zdanie.

 

Karta pracy 42 i 43

 

 

Praca plastyczna 

 

• Baśniowy bohater – pozytywny, negatywny.

− Co to znaczy: bohater pozytywny, a co – bohater negatywny?

− Jakich znacie dobrych (pozytywnych) bohaterów baśni? (Śnieżka, Kopciuszek, krasnoludki…).

− Jakich znacie złych (negatywnych) bohaterów baśni? (Wilk, Baba-Jaga, macocha Śnieżki, macocha Kopciuszka).

 − Jakich kolorów użylibyście, malując kogoś dobrego, a jakich – kogoś złego?

 

Przeczytano: 249 razy. Wydrukuj|Do góry